Nie ma znaczenia, w jakim mieście zorganizowano żywą szopkę. Ludzie zwykle lgną “drzwiami i oknami” do takich wydarzeń. Zawsze to, lepiej oglądać żywe zwierzęta i ludzi, niż patrzeć na nieruchome, martwe figury. Jednak, aby żywa szopka mogła zaistnieć, potrzebni są żywi ludzie. Cóż, nie każdy ma czas, żeby sobie siedzieć na słomie, w zimny dzień i pozwolić się oglądać przez gawiedź. Wielu takich żywych szopkarzy często czuje się jak… ” w cyrku” – choć, jeśli już mają okazję, to chcą pokazać innym bliźnim, że Jezus – to nie tylko posąg, ale ktoś żywy i patrzący nam na ręce – choć wielu ludzi nie dopuszcza takiej myśli do siebie. Niby chodzimy do kościoła, ale zaraz po wyjściu robimy często rzeczy, które nie przystoją chrześcijaninowi. Dlaczego? Właśnie – ponieważ w kościele widzimy “tylko” posągi. Martwe posągi. W żywych szopkach sprawa ma się zgoła inaczej. Warto się nad tym zastanowić.
Zdjęcie: https://szczecin.naszemiasto.pl/